W swoich reportażach historycznych Leszek Adamczewski przedstawia mało znane fakty z dziejów Prus Wschodnich, Wolnego Miasta Gdańska oraz utworzonej w 1939 roku prowincji Gdańsk-Prusy Zachodnie. Poznamy spóźnioną ofiarę "nocy długich noży" i człowieka, który nie rozmawiał z Adolfem Hitlerem, ale opisał "fakt" tak sugestywnie, że wprowadził w błąd rzesze historyków. Przeczytamy o głośnym zamachu na pociąg Hitlera, który okazał się wykolejeniem pociągu pospiesznego na linii Königsberg-Berlin. Autor sugeruje również, że jedna z równie głośnych akcji dywersyjnych Armii Krajowej na okupowanym Pomorzu najprawdopodobniej została zmyślona. Sporo miejsca poświęca Adamczewski tragicznym dniom 1945 roku, gdy przez prowincje pruskie przetoczył się walec Armii Czerwonej, jak i wojennym losom skarbów kultury, w tym legendarnej Bursztynowej Komnaty.
Wilcze dzieci : dziecko wobec wojny jest zawsze ofiarą, niezależnie po której stronie frontu się urodziło "Dziecko wobec wojny jest zawsze ofiarą, niezależnie po której stronie frontu się urodziło "
Historie i świadectwa "wilczych dzieci", czyli wojennych sierot z obecnych terenów Warmii i Mazur oraz Obwodu Kaliningradzkiego, które jeszcze długo po 1945 roku ukrywały się w lasach.
Upadek Trzeciej Rzeszy rozpoczął się z chwilą wkroczenia Armii Czerwonej do Prus Wschodnich, pierwszego terytorium Rzeszy, do którego dotarli sowieccy żołnierze. Rosjanie wystawili Niemcom bardzo wysoki rachunek za zbrodnie popełnione przez nazistów na froncie wschodnim.
Bojowy szlak czerwonoarmistów znaczyły stosy bestialsko pomordowanych bezbronnych ludzi, masowe gwałty, grabieże, pożary i powszechna dewastacja mienia. Nikt nie był bezpieczny od żądnych zemsty sowieckich zdobywców. Śmiertelne żniwo wśród ludności cywilnej zbierał też przeraźliwy głód. Gdy umierały matki, dzieci, często kilkuletnie, zostawały same.
Według różnych źródeł w lasach i ruinach tych terenów ukrywało się około dziesięciu tysięcy sierot. Niektóre źródła podają, że nawet dwadzieścia tysięcy. By zdobyć cokolwiek do jedzenia, przemierzały pieszo wiele kilometrów. Przekradały się też na Litwę, gdzie żebrząc o żywność, miesiącami, czasem latami, tułały się od wioski do wioski. Kilka dekad później nazwano je wilczymi dziećmi.
Ktoś mógłby rzec - co to za nazwa! Ale czyż nie jesteśmy trochę, jak wilki? Razem z wilkami spędzaliśmy czas w lasach - mówi jedno z byłych "wilcząt". To jest prawdziwa opowieść o nich.
UWAGI:
Bibliografia na stronach 234-237. Oznaczenia odpowiedzialności: Wioletta Sawicka.
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni